Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać. Mam nadzieję, że przez moją nieobowiązkowość, nie straciłam czytelniczek.
Rozdział jest z dedykacją dla każdej z Was, która czyta moje opowiadania i jest ze mną nawet wtedy gdy nie wena ucieka.
Jednak szczególne podziękowania należą się Sonny, bo to ona sprawiła, że natchnienie do pisania choć trochę wróciło.

"Miłość bez cierpienia nie
byłaby miłością" ~ M.G
Oddychanie sprawiało mu coraz
więcej trudności. Miał wrażenia, że czyjaś dłoń trzyma go za gardło. Nie mógł
zaczerpnąć choćby odrobiny powietrza. Zaczął kręcić się na dużym łóżku, w
nadziei, że to pomoże, ale wtedy znowu usłyszał ten śmiech. Kpiący, przenikliwy
i tak dobrze mu znany. Jego krzywdziciel znowu postanowił przypomnieć mu o
swojej obecności. Chciał powiedzieć, że nawet na moment nie opuścił jego głowy.
" A ty znowu dajesz nabierać się na te sztuczki. Jesteś nic nie
warty !
Faith już nigdy Cię nie pokocha. "
Po policzkach Mario pociekły łzy.
Wstał z łóżka i na trzęsących się nogach zaczął krążyć po dużej, przestronnej
sypialni. Chciał coś zrobić, ale nie miał pojęcia czym to "coś"
miałoby być. Najchętniej skryłby teraz w swoich objęciach małą, ciemnowłosą
istotkę. Upajałby się zapachem jej gładkiego ciała i włosów umytych szamponem o
zapachu gruszki.
- Boże, pomóż mi - wychrypiał, a kilka chwil potem, stracił
równowagę. Upadł na podłogę, a przed oczami przeleciały mu wspomnienia. Widział
samego siebie, szczęśliwego, z szerokim uśmiechem na twarzy, nagle obraz się
zamazał. Gdy myślał, że traci już świadomość, ostrość powróciła. Ale teraz mógł
zobaczyć coś zupełnie innego. Miał wrażenie, że patrzy w szklaną taflę. Brunet
nie mógł uwierzyć. Tak bardzo się zmienił... Utracił radość, utracił wszystko
co do tej pory miał.
- Mario - głos przyjaciela wyrwał go z amoku. Brunet
otworzył oczy, jego oddech powoli powracał do normalności.
- Co się dzieje ? -
Marco usiadł na podłodze i czekał na jakąkolwiek odpowiedź.
- Tęsknię za nią -
odpowiedział, ale blondyn w dalszym ciągu nie rozumiał. Nigdy wcześniej nie
widzisz Faith, nie wiedział nawet o jej istnieniu. Ale teraz w końcu dotarło do
niego, co działo się z jego przyjacielem przez ostatnich kilka miesięcy.
-
Nigdy nie przypuszczałem, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Była moją słodką tajemnicą. Trzymałem ją szczelnie zamkniętą w moim sercu, ale ona i tak każdego dnia potrafiła się stamtąd wydostać, przywołując wspomnienia. Ale teraz, gdy ponownie ją spotkałem... Nigdy nie byłem świadomy, że nieodwzajemniona miłość może być tak bolesna. Czuje się, jakby spadał w dół przepaści...
- Dlaczego ?
- Bo wiem, że nigdy nie będzie moja.
- Dlaczego ?
- Bo wiem, że nigdy nie będzie moja.
***
„Nigdy nie zastanawiałam się nad
tym, czym tak naprawdę jest prawdziwa miłość. Nie przypuszczałam, że potrafi
tak dogłębnie niszczyć” ~ F.M.
Myśli krążyły w jej głowie niczym wagoniki w
górskiej kolejce. Był wszędzie… Gdy tylko zamykała oczy, czuła jego obecność.
Dotykał jej gładkiej skóry. Obdarowywał pocałunkami. Szeptał do ucha. Wszystko
kończyło się jednak, gdy powieki unosiły się ku górze. Duch Mario znikał, a ona
zostawała całkiem sama. Nie mogła znieść pustki ogarniającej jej serce. To
uczucie było nie do zniesienia.
- Faith – usłyszała cichy szept. W
drzwiach stała jej przyjaciółka, owinięta szczelnie w zielony koc. Scarlett już
po chwili leżała na materacu obok brunetki i gładziła jej rozczochrane włosy.
- Wiem, że go kochasz – powiedziała
z przekonaniem w głosie, co zdenerwowało trochę Morrow. No bo skąd Scar mogła
to wiedzieć ? Skąd, jeśli sama brązowooka nie była tego pewna ?
- Wcale nie – zaprzeczyła, ale po
chwili głos w jej głowie dał o sobie znać.
Miał rację, ale ona nie umiała się
do tego przyznać. Nie chciała żyć ze świadomością, że kocha osobę
odpowiedzialną za zniszczenie jej poukładanego życia. Życia, które teraz
przepełnione było cierpieniem, tęsknotą i niewyobrażalnym bólem.
- Kochanie, przecież wiesz, że
zawsze chcę dla Ciebie jak najlepiej Nie mogę Ci jednak pomóc, jeśli nie wiem
co siedzi Ci w głowie… - w pomieszczeniu zapanowała cisza. Scarlett westchnęła
i podniosła się z łóżka. Kiedy miała już wychodzić z pomieszczenia, usłyszała
cichy głos przyjaciółki.
- Nienawidzę go – zaczęła – ale nie
chcę, żeby należał do kogoś innego.
- Nie rozumiem… - blondynka
patrzyła z oczekiwaniem na Faith, a ta w końcu zaczęła mówić.
- Nie mogę znieść myśli, że mógłby
pokochać kogoś innego. Gdyby tak się stało, moje serce by umarło. Rozleciałoby
się na miliony małych kawałeczków, których nikt nie byłby w stanie skleić – po jej
policzku pociekła samotna łza – Faith nie mogła uwierzyć, że w końcu wyznała
całą prawdę. Nie tylko Scarlett, ale też samej sobie.
- Ale wiem też, że przyszłość nigdy
nie będzie nam dana…
***
Kiedy sen w dalszym ciągu nie nadchodził, Faith wstała z łóżka. Naciągnęła na siebie rozciągnięte dresy i włożyła sportowe buty. Jak najciszej potrafiła, zeszła na dół po schodach i wyszła z domu. Bieganie zawsze koiło jej myśli. Wyciszało ją i uspokajało. Tak było też i tym razem. Po pewnym czasie gdy pot spływał już strużkami po jej plecach, postanowiła odetchnąć. Udała się w stronę pobliskiego placu zabaw. Zawahała się jednak gdy dostrzegła zakapturzoną postać siedząca na jednej z huśtawek. Chłopak wyglądam na załamanego. Słyszała jego szloch. Postanowiła podejść i usiąść obok. Rozumiała go przecież doskonale. Wiedziała czym jest cierpienie, ale jak dotąd nie potrafiła znaleźć na nie antidotum.
Kiedy zaczęła się lekko huśtać, spojrzała na chłopaka. Początkowo jakby nie zauważył jej obecności, ale gdy dotarło do niego, że ktoś natarczywie mu się przygląda, podniósł wzrok. I wtedy ich oczy się spotkały. Wstrzymali oddechy. Znieruchomieli. Żadne z nich nie mogło wydobyć dźwięku z krtani. Trwali w ciszy, która wcale nie była krępująca. Wręcz przeciwnie, sprawiła, że zaczynali czuć się bezpieczniej w swoim towarzystwie.
- Zawsze przychodzę tu, gdy nie mogę uciszyć myśli - powiedziała nagle dziewczyna. Chłopak znowu na nią spojrzał, a cień uśmiechu wkradł się na jego smutną twarz.
- Myślałem, że tylko ja jestem tak dziwny, żeby przychodzić na tę huśtawkę płaczu - szepnął, Jego słowa wywołały cichy śmiech u dziewczyny.
- Najwidoczniej mamy ze sobą coś wspólnego.
Kiedy zaczęła się lekko huśtać, spojrzała na chłopaka. Początkowo jakby nie zauważył jej obecności, ale gdy dotarło do niego, że ktoś natarczywie mu się przygląda, podniósł wzrok. I wtedy ich oczy się spotkały. Wstrzymali oddechy. Znieruchomieli. Żadne z nich nie mogło wydobyć dźwięku z krtani. Trwali w ciszy, która wcale nie była krępująca. Wręcz przeciwnie, sprawiła, że zaczynali czuć się bezpieczniej w swoim towarzystwie.
- Zawsze przychodzę tu, gdy nie mogę uciszyć myśli - powiedziała nagle dziewczyna. Chłopak znowu na nią spojrzał, a cień uśmiechu wkradł się na jego smutną twarz.
- Myślałem, że tylko ja jestem tak dziwny, żeby przychodzić na tę huśtawkę płaczu - szepnął, Jego słowa wywołały cichy śmiech u dziewczyny.
- Najwidoczniej mamy ze sobą coś wspólnego.
Przepraszam, że tak bardzo zaniedbałam tego bloga jak i Was. Obiecuję, że w najbliższym czasie się poprawię.
Mam nadzieję, że rozdział choć odrobinę przypadł Wam do gustu :)
Jeśli jest, zostawcie po sobie jakiś ślad w postaci komentarza, to naprawdę niezwykle motywuje.
P.S. Obiecuję, że w tym tygodniu nadrobię wszystkie zaległości u Was
Buziaki N !